Pod koniec października przybyliśmy do Paryża, Miasta Świateł. Miasta różnorodności kulturalnej, cywilizacyjnej i raczej spokojnej, i zrównoważonej architektury. Paryż na pewno nie jest zwyczajnym miastem. Ma wiele obliczy i każdy chyba znajdzie w nim coś czego szuka. Może właśnie ta wszechstronność tak przyciąga podróżnych do odwiedzenia tego niesamowitego miejsca na ziemi.
Czy w kilka dni można w całości zwiedzić Paryż? Moim zdaniem nie. To zaledwie „liźniecie przez szybkę”, muśnięcie. Olbrzymia liczba miejsc do zobaczenia, wielkość niektórych z nich po prostu nie pozostawia złudzeń. Nie wiem czy 2 tygodnie by wystarczyły, by na spokojnie poznać miasto i najważniejsze zabytki.
Nasza podróż do Paryża rozpoczęła się w Poznaniu. Wylecieliśmy z Ławicy przed południem i wylądowaliśmy na lotnisku w Beauvais koło 14. Następnie czekała Nas przejazd do samego Paryża, do Porte Maillot. Jechaliśmy jakieś 90 minut i w samym Paryżu byliśmy koło 16.
Tak wyczekiwane miasto przywitało Nas raczej chłodno. Chłodno i pochmurnie, a właściwie zamglone. Wyglądało jakby chciało przed nami ukryć swoje wdzięki, byśmy za dużo nie widzieli i czekali, szukali po omacku kolejnych, fascynujących miejsc. Na dotarcie na miejsce noclegu mieliśmy jakieś 3 godziny. Postanowiliśmy przejść się i poznać nowe, dla Nas, miasto.
Mając tylko tyle czasu udaliśmy się do najbliższej atrakcji – Łuku Tryumfalnego. Samo rondo zrobiło na mnie wrażenie. Duże, zatłoczone i na pierwszy rzut oka nie wiedziałem jakimi zasadami kierują się kierowcy poruszający się po nim. Dla mnie to było dość chaotyczne. Następnie udaliśmy się ulicą Kleber – tak mi się wydawało, że dojdziemy do miejsca przeznaczenia. Zza budynków co jakiś czas wystawała Nam mała niepozorna konstrukcja stalowa. Nie byliśmy pewni do końca (no ja byłem prawie pewien Magda mówiła, że to na pewno nie to, przecież na zdjęciach wygląda na większą) czy to jest słynna Wieża Eiffla. W końcu dotarliśmy do mostu d’Iena który jest bramą do tego niesamowitego budynku. Musze dodać, że z każdym krokiem rosła pewność, co do, co widzimy. Trochę zaskoczył Nas tłum, który o tej godzinie kłębił się pod wieżą i ciągle czekał na swoją kolej wejścia (albo wjechania) na górę. Ten tłum wywołał obawy, czy uda Nam się wjechać na górę w inny dzień. Trochę już zmęczeni sama podróżą postanowiliśmy poszukać jakiejś kawiarni, McDonalda czy innego Starbucksa. Liczyło sie tylko to, by usiąść i wypić kawę. Jak na złość nie mogliśmy trafić na nic sensownego włócząc się po uliczkach nieopodal Wieży. W końcu trafiliśmy na jakąś małą kawiarnię i chwilkę odpoczęliśmy. Było nam to bardzo potrzebne.
Następnie ponownie wróciliśmy pod Wieżę Eiffla i przeszliśmy jej tyłami w kierunku jak się później okazało Ambasady Australii (zdjęcie na początku wpisu było własnie wykonane spod ambasady). Szukając ulicy a właściwie bulwaru Garibaldi na którym to mieliśmy znaleźć Naszą Bazę Wypadową. Ciekawostką tej ulicy (i jak się później okazało nie tylko tej) jest to, że na dość długim odcinku metro poprowadzone jest nad ulicą. Pod samym metrem znajdują się miejsca parkingowe. Bulwar był zaskakująco szeroki i ilość miejsc parkingowych, ciągnących się wzdłuż ulicy był pokaźny. Zastanawiało to, że na sam ruch uliczny pozostawiono właściwie po jednym pasie ruchu (w każdą ze stron) oraz ścieżkę rowerową. W kraju pewnie byłoby odwrotnie – 2, 3 pasy jezdni, wąski pas pośrodku, ścieżka rowerowa na chodnikach i miejsca parkingowe również na chodnikach.
W końcu zmęczeni dotarliśmy na miejsce. W 3 godziny pokonaliśmy prawie 9 km włócząc się po różnych zakamarkach Paryża, szukając drogi i jednocześnie oddychając powietrzem wielkiego miasta i chłonąc jego atmosferę. I tak to trafiliśmy do Naszej Bazy Wypadowej, gdzie powitała Nas Agnieszka, z której gościnności korzystaliśmy podczas tej niesamowitej wyprawy. Muszę tu bardzo podziękować za udzielone schronienie i klimat i pomoc jakimi Nas otoczyła.
I tak oto zakończył się Nasz pierwszy dzień w Paryżu. Kolejne odcinki już niedługo.